„Karmelizowana czekolada” brzmi
bardzo wykwintnie i skomplikowanie, prawda?
W rzeczywistości łatwo można ją
zrobić w domowym zaciszu.
Uwielbiam karmel w każdej postaci,
białą czekoladę również bardzo
lubię (choć w małych
ilościach), a połączenie
tych dwóch smaków to niebo w gębie.
Gdy w sklepach pojawiła się
czekolada karmelowa, byłam wniebowzięta.
Wtedy jeszcze nie
przypuszczałam,
że podobne pyszności można przygotować w domowym zaciszu. Na
przepis natknęłam się na YouTube na kanale Cupcake
Jemmy i od razu musiałam go wypróbować! Sprawdziłam
dwa sposoby karmelizowania czekolady, oba dały różne wyniki, które
Wam dzisiaj przedstawię.
Sposób 1 – piekarnik
Sposób piekarnikowy wydaje się
prosty – czekoladę należy drobno pokroić, rozłożyć
równomiernie na blaszce lub w tortownicy i wstawić do piekarnika
nagrzanego do temperatury 100 stopni Celsjusza. Po kilkunastu
minutach przemieszać rozpuszczającą się czekoladę, znów
równomiernie rozprowadzić i zapiekać dalej, powtarzając mieszanie
co 10-15 minut, aż osiągnie bursztynowy kolor. Proces może zająć
około półtorej-dwie godziny. Wydaje się proste, prawda?
Pierwsza próba okazała się
spektakularną klapą. Pięknie posiekałam dwie tabliczki, wstawiłam
do piekarnika na kilkanaście minut… I gdy wróciłam, była
spalona na węgiel. Po porządnym wietrzeniu i pozbyciu się
spalonych resztek, ponowiłam próbę, tym razem utrzymując
temperaturę poniżej 80 stopni i doglądając co parę minut. Po 40
minutach mieszania miałam suchą, ale przyjemnie pachnącą
kruszonkę. Bliżej, ale wciąż daleko od ideału. Przynajmniej nie
była spalona. Dlaczego wyszła mi kruszonka zamiast gładkiej,
smarownej czekolady? O tym za chwilę.
Sposób 2 – gotowanie
Kolejną godzinę spędziłam w
Internecie, szukając informacji i porad, co zrobić, by czekolada
się ładne skarmelizowała. Podczas poszukiwań trafiłam na stronę
The
Tough Cookie, gdzie znalazłam alternatywę dla sposobu
piekarnikowego – gotowanie! Autorka przepisu dowodzi,
że czekoladowa
„karmelizacja” to tak
naprawdę „reakcja Maillarda”, nazwana tak na cześć
francuskiego chemika Louisa-Camille Maillarda. W skrócie chodzi o
to, że w procesie podgrzewania cukier łączy się z białkami, co
prowadzi do powstania charakterystycznego „przypieczonego” koloru
i zapachu, jednak w znacznie niższej temperaturze, niż
karmelizacja. Dzięki temu ugotujemy puszkę mleka skondensowanego,
choć jego temperatura nie przekroczy 100 stopni (a cukier
karmelizuje się dopiero od 160 stopni!). Brzmi bardzo
skomplikowanie, ale reakcję tę obserwujemy cały czas, czy to
podczas pieczenia ciast, czy podsmażania
cebulki. Dlatego nazwa
„karmelizowana czekolada” nie jest zbyt trafna – powinna się
raczej nazywać „czekolada poddana reakcji Maillarda”, ale brzmi
to zdecydowanie zbyt naukowo.
:)
Dość o chemii – czekolada czeka!
Metoda „słoikowa” zakłada
gotowanie czekolady przez kilka godzin, tak jak gotuje się puszkę
mleka skondensowanego. W efekcie otrzymamy kremową, delikatnie
karmelową czekoladową masę, którą możemy dowolnie wykorzystać.
Wystarczy zapakować posiekaną czekoladę do słoika, dobrze
zakręcić (do środka nie może się dostać nawet kropelka wody!),
wstawić do gorącej wody i gotować na małym ogniu przez 3-4
godziny, mieszając od czasu do czasu, aby czekolada równo się
ogrzewała. Warto też dolewać trochę wody, aby słoik był cały
czas zanurzony. Gdy czekolada osiągnie piękny, karmelowy kolor,
wystarczy wyciągnąć ją z wody i gotowe!
Autorka oryginalnego przepisu
najpierw roztopiła swoją czekoladę, ale nie widzę takiej potrzeby
– topi się wystarczająco dobrze już w słoiku, wystarczy
pamiętać o mieszaniu.
Różnice
Czekolada przygotowana metodą
piekarnikową była zdecydowanie zbyt sucha, mimo częstego
mieszania. Dobrze nadaje się jako kruszonka lub posypka, ma
intensywnie karmelowy, lekko orzechowy smak, można ją wyjadać
łyżeczką i nie mieć dość. Niektóre przepisy radzą, by zalać
ją odrobiną gorącej kremówki i osiągniemy delikatny krem.
Dla odmiany czekolada ze słoika
jest nieco bardziej kremowa (choć zdarzają się wysuszone
fragmenty), po podgrzaniu można ją rozsmarować, np. na opieczonej
kromce chleba lub dodać do ciasta. Nie ma orzechowego posmaku, ale
smakuje zupełnie jak popularna czekolada karmelowa. Też nadaje się
do wyjadania łyżeczką, choć jest bardziej słodka.
Jakiej czekolady użyć?
Dlaczego wyszła mi sucha posypka?
Winna jest jakość użytej czekolady. Większość marketowych
czekolad zawiera około 20% masy kakaowej. To właśnie ten składnik
wpływa na prawidłowe topnienie – nadaje kremowość, utrzymuje
strukturę. Mistrzowie cukiernictwa zalecają, by karmelizować
czekoladę, która zawiera co najmniej 30% masy kakaowej, ale takie
są często o wiele droższe. Wszystko zależy od tego, co czego
chcemy użyć gotowego produktu – do musów, kremów i jako polewa
niezbędna będzie płynna czekolada. Jednakże jeśli chcemy dodać
ją do ciasta lub posypać nią gotowy wypiek, można śmiało brać
zwykłą marketową – jest równie pyszna i znacznie tańsza. Możecie również spróbować dodać czyste masło kakaowe, jest łatwo dostępne w sklepach internetowych. Taki dodatek na pewno pomoże uniknąć całkowitego wysuszenia czekolady.
Podsumowanie
Karmelizowana biała czekolada to
świetny dodatek do tradycyjnych wypieków, nadaje im nowej głębi.
Jeśli nie wyjdzie za pierwszym razem, nie warto się poddawać, w
końcu praktyka czyni mistrza. Wkrótce pokażę Wam, do czego
wykorzystałam ten słodki eksperyment – warto było gotować słoik
przez prawie 4 godziny!
Co sądzicie o takich słodkościach?
Jestem ciekawy jak ta biała czekolada smakuje.
OdpowiedzUsuńWitam.Czy ta czekolada (wersja gotowana) po ostudzeniu wraca do konsystencji stalej,czyli twardej czy pozostaje miekka? Potrzebuje takiej,ktora bedzie twarda.Najprosciej byloby kupic gotowca,ale nie mieszkam w Pl i nie mam dostepu niestety do gotowej
OdpowiedzUsuń